A żyć możesz tylko dzięki temu,
za co mógłbyś umrzeć...
Nie potrafię wyobrazić sobie Boga,
który nagradza i karze istoty przez
siebie stworzone,
lub Boga obdarzonego wolną wolą na podobieństwo nas
samych.
Nie mogę również ani też nie chcę sobie wyobrazić,
że człowiek
trwa dalej po fizycznej śmierci;
nadzieję tę pozostawiam ludziom słabego
ducha,
którzy żywią ją ze strachu lub niedorzecznego egoizmu.
— Albert Einstein
J e r e m y E m e r s o n
Lat 21 | Meldunek: Dystrykt 5 | Obecne miejsce pobytu: Dystrykt 13
Perspektywa śmierci to bardzo silna motywacja
Nie ma na świecie rzeczy, która łączyłaby wszystkich więzią tak silną, jak sen. Śni każdy. Ty, ja. Kapitol. Kiedy byłem małym chłopcem, śniłem o wolności. O świecie bez przemocy, strachu, zimna, bólu i głodu. O domu ze szczelnym dachem, spokojnym, trzeźwym ojcu, butach z całymi podeszwami. Marzyłem o rozmowie zastępującej rozdzierające krzyki, świeżym chlebie i koszulce bez dziur. O mamie. I o uśmiechu siostry. Myślę, że właśnie za to mógłbym umrzeć.
W życiu każdego człowieka przychodzi moment, w którym należy zadać sobie jedno bardzo proste pytanie. O co walczysz? Byłem pewny, że doskonale znam odpowiedź. Kapitol brutalnie uświadomił mi to, jak bardzo się wówczas myliłem.
Czasem, zalany potem, budzę się w środku nocy ze świadomością, że nie jestem lepszy od tysięcy osób naiwnie zapatrzonych w potęgę tego państwa. Nie jestem lepszy od żadnego z tych, którzy co roku zasiadają przed odbiornikami, by napawać się cierpieniem dzieci wysłanych na tę odrażającą rzeź. Nie jestem. Dlaczego? Nie potrafiłem uchronić przed tym własnego brata. Stałem i patrzyłem, jak z każdym stawianym przez siebie krokiem oddala się od miejsca, w którym powinien wieść spokojne życie. Jak zbliża się ku nieuchronnej zagładzie, ku uciesze tych, którzy czynią nasz świat bestialskim. Stałem i spoglądałem na naszą siostrę. Bladą i przerażoną. Bezsilnie zaciskającą powieki, marzącą by wybudzić się z koszmaru, który trwa do dziś. Kolejne dni okazywały się najgorszą z możliwych tortur. Niewiele pamiętam, rzadko odrywałem się od wielkiego ekranu, rozstawionego na Głównym Placu. Beznamiętne spojrzenie utkwione w obrazie z areny prześladować będzie mnie do ostatniego dnia wieczności. Podobnie jak chwila, w której serce mojego brata przestało bić. Na moich oczach, choć poza zasięgiem moich dłoni. Nie płakałem. Nie miałem siły. Nie przytuliłem zdruzgotanej siostry, nie mogłem spojrzeć na jej twarz. A teraz to ty spójrz na mnie i śmiało nazwij mnie potworem. Nim właśnie jestem.
Nie ma niczego, co równać mogłoby się z siłą wyrzutów sumienia, które nie przestają dręczyć cię nawet we śnie. Bombardują cię setką zarzutów wraz z nastaniem każdej kolejnej minuty. Nie próbuję o nich zapomnieć. Nie próbuję ich zagłuszyć. Wiem, że nikt inny nie zasłużył na nie równie mocno, jak ja. Może poza bestiami z Kapitolu, którym zaprzysiągłem zemstę.
Ucieczka
okazała się chwilowym wybawieniem. Nie mogłem znieść myśli, że moje
stopy codziennie pokonują drogę, którą powinien kroczyć ktoś inny. To
moje ciało powinno zostać złożone w drewnianej skrzyni i zakopane pod ciężką warstwą brudnej i cuchnącej ziemi. Zostawiając za sobą Piątkę i wszystko, co z nią związane, dopuściłem się kolejnej zbrodni. Zapytasz: jak mogłeś zostawić siostrę samą? Nie potrafiłbym ci odpowiedzieć. Wiem o niej coś, czego nie wie nikt inny. Jeśli ktoś miałby poradzić sobie ze wszystkim, co nas spotkało... to właśnie ona. Wyruszyłem w nieznane nie tylko po to, by pozwolić sobie na komfort samotności. Chcę zrobić coś, co na zawsze zmieni świat, w którym żyjemy. Świat,w którym przyszło mi się urodzić, a którego nie wybrałem. Tylko ta myśl trzyma mnie jeszcze przy życiu.
Nie miałem w planach udać się tam, gdzie według innych nic już nie zostało. Nie pragnąłem na siłę pakować się w nowe kłopoty. Martwy nie odniósłbym sukcesu. Nie wiem, co kierowało mną, gdy, przedzierając się przez las, obrałem tę drogę. Nie potrafię wyjaśnić, dlaczego po kilkunastu dniach wyczerpującej wędrówki znalazłem się tutaj - w Trzynastym Dystrykcie.
Wiem jednak jedno.
Wiem jednak jedno.
Karmią nas kłamstwami, pozwalają wierzyć w nędzne ochłapy prawdziwej rzeczywistości. Zmuszają, by rodzice wysyłali swe dzieci na pewną śmierć... w imię pozornej sprawiedliwości i szkaradnej obawy przed pozbawioną świadomości siłą. Jesteśmy jak mrówki. W pojedynkę skazane na klęskę, razem mogące namalować nową przyszłość. Tak słodko nieświadome swej potęgi. To nie uzbrojony żołnierz jest niebezpieczny. To nieprzewidywalny cywil, rozpaczliwie pragnący zmian. To matka, patrząca na głodnego syna, to ojciec tulący ciało przemarzniętej córki. Brat patrzący na śmierć brata. Jesteśmy marionetkami. Brutalnym ukazaniem fałszywej nieudolności. Przysięgam, że to ostatni raz, gdy dałem pokierować sobą lękowi. Przysięgam, że jeśli tym razem miałbym własnym życiem zapłacić za bezpieczeństwo ludzi, na których mi zależy, zrobiłbym to. Bez mrugnięcia okiem, w chwili trwającej tyle, ile dwa uderzenia ludzkiego serca. Nie jestem sam. Przyszedł czas, by zmienić wszystko. Oto mój cel.
Oto rzecz, za którą dziś mogę umierać...
P O W I Ą Z A N I A || N O T K I || D O D A T K O W O
Ostatnia aktualizacja: 26 czerwca godzina 22:45
__________________________________________________________________
Tak znamy się. Tak, mam ochotę na wątki.Tak, wolę te dłuższe, choć w gruncie rzeczy to jakość liczy się najbardziej.
Nie, nie zacznę (wiem, jestem zła) i...
nie, nie jestem całkiem normalna. To coś wyżej o tym świadczy.
Cytat w tytule: A. de Saint-Exupery. Kartę dopełnia mordka Caleba J.
a grafika perfidnie wykradziona została z jakiegoś tam portalu.
Adios, dzióbki...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz